Translate

wtorek, 23 października 2012

Kryzys

Saturn wszedł do znaku Skorpiona już jakiś czas temu, Merkury jeszcze tam siedzi a dziś dołączyło do nich Słońce i mój VI dom tego nie wytrzymał. Dały znać o sobie wszelkie zadawnione sprawy i problemy zdrowotne a zapalenie zatok ostatecznie zatrzymało mnie w domu. Warsztaty odwołane, zresztą i tak zbyt mało osób się zgłosiło. Dawno nie czułam się tak osłabiona, stąd moje milczenie. Kryzys minie, jestem tego pewna, wtedy bardziej się uaktywnię. Pozdrawiam serdecznie wszystkich wiernych czytelników mojego bloga.

wtorek, 9 października 2012

5 dni w Londynie

W dzisiejszych czasach do Londynu podróżuje się szybciej i taniej niż do Wrocławia czy Gdańska, dlatego wybraliśmy się z krótką wizytą to córki, która czasowo przebywa w Anglii. Mąż ostatni raz był w Londynie dobre 25 lat temu, ja odwiedziłam to miasto raz służbowo, kiedy warszawski Teatr Powszechny prezentował w POSK-u "Kto się boi Vorginii Woolf" Edwarda Albee'ego w reż.Władysława Pasikowskiego ze wspaniałymi rolami Krystyny Jandy, Marka Kondrata, Agnieszki Krukówny i Szymona Bobrowskiego. Nie miałam wtedy zbyt wiele czasu na zwiedzanie, przeszłam się tylko po głównych ulicach, odwiedziłam Westminster Abbey, przejechałam się parę razy metrem, byłam zaskoczona jego klarownością i łatwością przemieszczania się po tak ogromnym mieście. Po obecnej kilkudniowej wizycie nie mam wątpliwości, że umiałabym już poruszać się samodzielnie, odkrywając Londyn wciąż od nowa w całej jego złożoności i różnorodności.
Nigdzie jeszcze nie widziałam takich tłumów na ulicach, no może trochę w Rzymie i na Placu św.Marka w Wenecji, ale Londyn, szczególnie w sobotnie popołudnie, tętni wielością ras i kolorów skóry z każdego zakątka świata, ludzie ubrani tradycyjnie, zgodnie ze swoją narodowością i wiarą, jak również na sposób europejski, ale różnorodny, mówią we wszystkich językach świata, przebiegając zatłoczone ulice i stacje metra. Dokąd się tak śpieszą?  Chociaż prawdę mówiąc, my też przemieszczaliśmy się szybko, pragnąc jak najwięcej zobaczyć w ciągu tych kilku dni.
Pierwszego dnia wybraliśmy się oczywiście do mekki teatralnej, czyli poczynając od Covent Garden, przeszliśmy się ulicami West Endu, fotografowałam każdy mijany teatr jak nieprzytomna. Stałam pod kolumnami, gdzie sprzedawała kwiaty Eliza z "Pigmaliona" G.B Shaw'a -  grałam Elizę w realizacji z 1987 roku w reż. Krzysztofa Chamca, w Teatrze Małym w Warszawie.

To chyba Eliza??

Rodzina w Covent Garden Market

Moja córka nawet zdjęcia robi inaczej niż wszyscy,  jak na "Uraniczkę" przystało:-)


Za nami English National Opera

Jestem absolutną fanką tego musicalu!

Mój "tańczący w deszczu" :-)

Przeszliśmy przez niewielki, ale barwny i egzotyczny Chinatown, spacerowaliśmy tak długo, że nogi odmawiały mi posłuszeństwa, ale dreptałam dzielnie Regent Street aż do Piccadilly Circus a potem do Trafalgar Square. National Galery zostawiliśmy sobie na następny pobyt, ale w ciągu tych kilku dni odwiedziliśmy British Museum, galerie Tate Modern i Tate Britain - w tej ostatniej obejrzeliśmy wspaniałą wystawę Pre-Raphaelites, czyli pre-rafaelitów, ulubionych malarzy mojej córki ( a po obejrzeniu wystawy - również moich!). Byliśmy przy Parlamencie i Big Benie oczywiście, zwiedziliśmy również Westminster Abbey, uczestnicząc w mszy, której tematem była postać Archanioła Michała...
Spacerowaliśmy po Bloomsbury, dzielnicy, w której mieszkała moja ulubiona Virginia Woolf i cała intelektualna bohema początków XX wieku. Odwiedziliśmy też Harrodsa, w którym towary cieszyły oczy, ale nie kieszeń. Chodziliśmy też mniej uczęszczanymi, ale uroczymi trasami wzdłuż brzegów Tamizy, mijając szekspirowski "Globe" i przechodząc mostami dla pieszych, odwiedziliśmy też market w Camden, niezwykle klimatyczne miejsce i raj dla przedstawicieli wszelkich subkultur i wielbicieli gier komputerowych.

Zapraszamy do Chinatown

W ENO przed spektaklem

I znów świat się przekrzywił...

W tle po prostu Londyn

Camden to dawne stajnie miejskie

Camden

Londyn o zmierzchu

W British Museum

Harrods

U Harrodsa
Byliśmy oczywiście w operze - w English National Opera obejrzeliśmy cudowny, wspaniały surrealistyczno-poetycki spektakl pt. "Julietta" czeskiego kompozytora Martinu - pomimo zmęczenia rozkoszowałam się światem z pogranicza realizmu i marzeń, słuchając muzyki, przepełnionej emocjami.
Uff...sporo tego w sumie. Wróciliśmy zachwyceni i szczęśliwi, że wspólne zwiedzanie Londynu sprawiło nam tyle radości, dumni ze wspaniałej córki, która zafundowała nam kilka dni wspólnych, niezapomnianych wrażeń...