Wczorajszy (a właściwie już przedwczorajszy) wieczór spędzony w
Teatrze Polonia. Dawno nie widziałam tak po mistrzowsku wymyślonej i zagranej
roli, jaką uraczył widzów Wojciech
Malajkat w „Zbrodni z premedytacją” według Witolda Gombrowicza w reż. Izabeli
Cywińskiej. Mistrzostwo świata!
Aktorstwo rodem z czasów, kiedy jeszcze tworzono na scenie kreacje, w których
znaczenie miał każdy gest, spojrzenie, grymas twarzy, tembr głosu aktora
zamiast obecny styl prostego „bycia”, wypełnionego mniejszym lub większym wdziękiem
wykonawcy. Wojciech Malajkat zbudował
postać głęboko osadzoną w duchu i klimacie gombrowiczowskiego świata, ale też
poszedł o krok dalej i oto widzimy rzeczywistość wymyśloną, stwarzającą się na
naszych oczach, kreację w kreacji, w której jest zamysł autora, interpretacja
reżysera i zewnętrzna oraz wewnętrzna struktura postaci, wypełniona charyzmą
aktora. Brakuje mi słów, żeby przekazać myśl, skłaniającą do zachwytu nad konstrukcją idealną, pojawiającą się w
teatrze, którego już dziś nie ma - a jednocześnie nie tracącą nic ze
współczesnego wyrazu. Zresztą wszyscy
aktorzy znakomicie odnaleźli się w konwencji kreacji w świecie kreacji.
Oglądając spektakl
naszła mnie też refleksja, że jego klimat doskonale opisuje obecny
układ planet na niebie, gdzie zbliżająca się kwadratura Jowisza w Bliźniętach
do Neptuna w Rybach odzwierciedla atmosferę napięcia, wynikającą z zagubienia
głównego bohatera, usiłującego w
atmosferze niepewności i zamglonych okoliczności rozwikłać zagadkę zbrodni,
której nie popełniono i wydać werdykt za wszelką cenę, nawet wbrew oczywistym przesłankom,
stosując półprawdy, manipulację a także wyciąganie wniosków z błędnych
przesłanek. Neptun jest tutaj silniejszy, więc dowody trzeba nagiąć do
postawionej tezy i wydanego wcześniej werdyktu. Jednocześnie cała historia
miała w sobie coś z kwadratury Urana w Baranie do Plutona w Koziorożcu – nawet jeśli
zbrodni nie popełniono, to trzeba było ją wymyślić…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz