Translate

niedziela, 23 grudnia 2012

WESOŁYCH ŚWIĄT!

Wszystkim, którzy tu czasem zaglądają
 życzę 
WESOŁYCH I RADOSNYCH
ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA!

Dużo szczęścia i miłości dawanej i odbieranej
Anielskiej opieki
i Dobra w jego najpełniejszej postaci

 

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Urodziny w Paryżu

Kiedy milczę, to nie znaczy, że nic się nie dzieje, przeciwnie - wtedy zwykle natłok myśli i zdarzeń utrudnia mi komunikację. Czuję się zmęczona i mało się udzielam towarzysko, usiłując ogarnąć nadmiar uczuć, emocji lub obowiązków. Nauczyłam się szanować te moje stany, bo pozwalają mi skupić się na samej sobie. Każdy astrolog wie, że miesiąc przed urodzinami to okres wyciszenia i spadku energii, bo Słońce tranzytuje wtedy XII dom od swojej pozycji urodzinowej.
Tak wiec po kolei - spektakl "Smażone zielone pomidory" w Wesołej poszedł fenomenalnie! Być może udzielił mi się nastrój miejsca, bo w Domu Kultury "Pogodna" w Wesołej czułam się wesoła i pogodna. Odbiór spektaklu był wspaniały - wśród widzów znaleźli się wielbiciele utworu Fannie Flagg, jak również osoby, które mówiły, że właśnie zachęciłam je do obejrzenia filmu i lektury powieści, z którą nie miały do tej pory do czynienia. Usłyszałam wiele ciepłych słów, głównie, że to bardzo dobrze, że wróciłam na scenę. Cieszę się, że spektakl żyje i mam nadzieję na jego trwanie.
Ostatni rok był dla mnie trudny, ale też bardzo znaczący i w pewnym sensie przełomowy. Zaćmienie Księżyca na osi MC/IC  w kwadraturze do Marsa w Pannie kazało mi się zmierzyć z siłami, na które nie miałam wpływu i którym nie mogłam zapobiec. Ucierpiało na tym moje zdrowie i sprawy zawodowe. Wydarzenia tego roku pozwoliły mi jednak bacznie przyjrzeć się samej sobie i wyciągnąć wnioski ze zdarzeń z przeszłości. To cenna wiedza i bardzo ją sobie cenię.
W tym roku postanowiłam pomóc sobie i relokować się na czas, kiedy Słońce powraca na swoją pozycję w horoskopie urodzinowym. Technika ta nazywa się Solariuszem i pozwala określić tendencje i prognozy na nadchodzący rok. Gdybym spędzała urodziny w Warszawie, prawdopodobnie przyszłoby mi się zmierzyć z licznymi wyzwaniami, mając Plutona na Dsc i Neptuna na MC, dodatkowo Asc w Raku i Słońce w VI domu sygnalizowały problemy ze zdrowiem, konieczność niewdzięcznej pracy i problemy w kontaktach z innymi osobami. Przyznam szczerze, że chociaż wiem, że niektóre bolesne doświadczenia są cenną nauką i często potrafiłam akceptować je z godnością, czuję się już mocno zmęczona własnym "bohaterstwem". Postanowiłam więc sobie pomóc (mam nadzieję) i jednocześnie sprawdzić, czy relokacja Solariusza działa - najlepiej sprawdzić to na własnej osobie.
Wyjechałam na trzy dni do Paryża, realizując jednocześnie moje marzenie, żeby zobaczyć jedno z najwspanialszych miast świata. Spędziłam tam najprzyjemniejsze urodziny w życiu.
Mój Solariusz po zmianach wygląda następująco:



Ascendent przesunął się do Bliźniąt, dając szansę na rok  pełen możliwości poszerzania wiedzy i jej przekazywania oraz wskazując na liczne kontakty. Merkury jest w Skorpionie, więc moja uwaga skupi się na zgłębianiu natury ludzkiej, penetracji tematów ukrytych, odkrywaniu tajemnic. Możliwe też, że będę miała więcej okazji do zajmowania się jednym z moich licznych zajęć - pozyskiwaniem funduszy na wspólne projekty. Jowisz, rządzący Dsc znalazł się dość blisko Asc, niestety od strony XII domu, ale i tak liczę na jego pozytywny wpływ, szczególnie, że odbiera trygon od MC. Słońce znalazło się w VII domu, natomiast potężna energia Plutona i Marsa przeszły do VIII domu, gdzie ich miejsce, więc nie powinny działać tak maleficznie, jak w przypadku koniunkcji z Dsc. Niestety Księżyc w próżnym kursie zapowiada raczej rok stagnacji, ale tego zmienić się nie da.
Niedzielę 9 grudnia w okolicy godz.16.30, kiedy Słońce wróciło na swoją pozycję w moim horoskopie urodzinowym, spędziłam w Katedrze Notre Dame, podziwiając cudowne witraże i piękny ołtarz. Chłonęłam energię prawie 850-letniej historii, pełnej wydarzeń, istotnych dla Francji i świata. Medytowałam nad swoim losem i przeznaczeniem. Czułam się wspaniale.
Natomiast 10 grudnia ok. godz.14.00, w rocznicę moich urodzin, siedziałam na krześle przed ołtarzem w Bazylice Sacre Coeur, odpoczywając po wspinaniu się się po niezliczonych schodach i zwiedzaniu tego pięknego miejsca. Chłonęłam atmosferę skupienia i modlitwy. Czułam się jeszcze lepiej. Nie zaplanowałam tego. Tak się po prostu złożyło.

Przed Bazylika Sacre Coeur

Sacre Coeur

Panorama Paryża ze wzgórza Montmartre, na którym zbudowana jest bazylika

Ołtarz Notre Dame

Przecudowne witraże w Notre Dame

Przed Katedrą  Notre Dame

Przed Bazyliką Sacre Coeur

Klimatyczna uliczka na Montmartre, w którą wspaniale wpisywał się mój mąż

Notre Dame oświetlona nocą

Krzyś przed wejściem do Notre Dame

Ciąg dalszy nastąpi, o Paryżu na pewno jeszcze napiszę...

piątek, 16 listopada 2012

"Smażone zielone pomidory" wracają

Po dłuższej przerwie wraca na scenę monodram w moim wykonaniu - najbliższy spektakl "Smażonych zielonych pomidorów" Fannie Flagg w adaptacji i reżyserii Remigiusza Grzeli odbędzie się w niedzielę 18 listopada o godz.18.00 w Ośrodku Działań Twórczych "Pogodna", filii Domu Kultury Dzielnicy Wesoła w Warszawie.


Bardzo się cieszę, bo już się stęskniłam za pełną problemów oraz rozterek Evelyn i pogodną staruszką Panią Treadgoode. Obie siedzą we mnie głęboko i chcą się pokazać od czasu do czasu.

Dzisiaj przyszedł też do mnie kwartalnik  TRYGON, wydawany przez Polskie Stowarzyszenie Astrologiczne, w którym debiutowałam aż dwoma artykułami. Mój mąż przeczytał i powiedział, że nic z tego nie zrozumiał. No cóż, ja też nie wiem jak działa silnik w samochodzie, a to podobno jest dziecinnie proste...

wtorek, 23 października 2012

Kryzys

Saturn wszedł do znaku Skorpiona już jakiś czas temu, Merkury jeszcze tam siedzi a dziś dołączyło do nich Słońce i mój VI dom tego nie wytrzymał. Dały znać o sobie wszelkie zadawnione sprawy i problemy zdrowotne a zapalenie zatok ostatecznie zatrzymało mnie w domu. Warsztaty odwołane, zresztą i tak zbyt mało osób się zgłosiło. Dawno nie czułam się tak osłabiona, stąd moje milczenie. Kryzys minie, jestem tego pewna, wtedy bardziej się uaktywnię. Pozdrawiam serdecznie wszystkich wiernych czytelników mojego bloga.

wtorek, 9 października 2012

5 dni w Londynie

W dzisiejszych czasach do Londynu podróżuje się szybciej i taniej niż do Wrocławia czy Gdańska, dlatego wybraliśmy się z krótką wizytą to córki, która czasowo przebywa w Anglii. Mąż ostatni raz był w Londynie dobre 25 lat temu, ja odwiedziłam to miasto raz służbowo, kiedy warszawski Teatr Powszechny prezentował w POSK-u "Kto się boi Vorginii Woolf" Edwarda Albee'ego w reż.Władysława Pasikowskiego ze wspaniałymi rolami Krystyny Jandy, Marka Kondrata, Agnieszki Krukówny i Szymona Bobrowskiego. Nie miałam wtedy zbyt wiele czasu na zwiedzanie, przeszłam się tylko po głównych ulicach, odwiedziłam Westminster Abbey, przejechałam się parę razy metrem, byłam zaskoczona jego klarownością i łatwością przemieszczania się po tak ogromnym mieście. Po obecnej kilkudniowej wizycie nie mam wątpliwości, że umiałabym już poruszać się samodzielnie, odkrywając Londyn wciąż od nowa w całej jego złożoności i różnorodności.
Nigdzie jeszcze nie widziałam takich tłumów na ulicach, no może trochę w Rzymie i na Placu św.Marka w Wenecji, ale Londyn, szczególnie w sobotnie popołudnie, tętni wielością ras i kolorów skóry z każdego zakątka świata, ludzie ubrani tradycyjnie, zgodnie ze swoją narodowością i wiarą, jak również na sposób europejski, ale różnorodny, mówią we wszystkich językach świata, przebiegając zatłoczone ulice i stacje metra. Dokąd się tak śpieszą?  Chociaż prawdę mówiąc, my też przemieszczaliśmy się szybko, pragnąc jak najwięcej zobaczyć w ciągu tych kilku dni.
Pierwszego dnia wybraliśmy się oczywiście do mekki teatralnej, czyli poczynając od Covent Garden, przeszliśmy się ulicami West Endu, fotografowałam każdy mijany teatr jak nieprzytomna. Stałam pod kolumnami, gdzie sprzedawała kwiaty Eliza z "Pigmaliona" G.B Shaw'a -  grałam Elizę w realizacji z 1987 roku w reż. Krzysztofa Chamca, w Teatrze Małym w Warszawie.

To chyba Eliza??

Rodzina w Covent Garden Market

Moja córka nawet zdjęcia robi inaczej niż wszyscy,  jak na "Uraniczkę" przystało:-)


Za nami English National Opera

Jestem absolutną fanką tego musicalu!

Mój "tańczący w deszczu" :-)

Przeszliśmy przez niewielki, ale barwny i egzotyczny Chinatown, spacerowaliśmy tak długo, że nogi odmawiały mi posłuszeństwa, ale dreptałam dzielnie Regent Street aż do Piccadilly Circus a potem do Trafalgar Square. National Galery zostawiliśmy sobie na następny pobyt, ale w ciągu tych kilku dni odwiedziliśmy British Museum, galerie Tate Modern i Tate Britain - w tej ostatniej obejrzeliśmy wspaniałą wystawę Pre-Raphaelites, czyli pre-rafaelitów, ulubionych malarzy mojej córki ( a po obejrzeniu wystawy - również moich!). Byliśmy przy Parlamencie i Big Benie oczywiście, zwiedziliśmy również Westminster Abbey, uczestnicząc w mszy, której tematem była postać Archanioła Michała...
Spacerowaliśmy po Bloomsbury, dzielnicy, w której mieszkała moja ulubiona Virginia Woolf i cała intelektualna bohema początków XX wieku. Odwiedziliśmy też Harrodsa, w którym towary cieszyły oczy, ale nie kieszeń. Chodziliśmy też mniej uczęszczanymi, ale uroczymi trasami wzdłuż brzegów Tamizy, mijając szekspirowski "Globe" i przechodząc mostami dla pieszych, odwiedziliśmy też market w Camden, niezwykle klimatyczne miejsce i raj dla przedstawicieli wszelkich subkultur i wielbicieli gier komputerowych.

Zapraszamy do Chinatown

W ENO przed spektaklem

I znów świat się przekrzywił...

W tle po prostu Londyn

Camden to dawne stajnie miejskie

Camden

Londyn o zmierzchu

W British Museum

Harrods

U Harrodsa
Byliśmy oczywiście w operze - w English National Opera obejrzeliśmy cudowny, wspaniały surrealistyczno-poetycki spektakl pt. "Julietta" czeskiego kompozytora Martinu - pomimo zmęczenia rozkoszowałam się światem z pogranicza realizmu i marzeń, słuchając muzyki, przepełnionej emocjami.
Uff...sporo tego w sumie. Wróciliśmy zachwyceni i szczęśliwi, że wspólne zwiedzanie Londynu sprawiło nam tyle radości, dumni ze wspaniałej córki, która zafundowała nam kilka dni wspólnych, niezapomnianych wrażeń...

środa, 19 września 2012

Warsztaty AstroTeatru




Zapraszam na warsztaty
ASTROTEATRU

    Do kogo adresowane są warsztaty?
·         Do wielbicieli i pasjonatów astrologii, którzy pragną poszerzyć swoją wiedzę uczestnicząc bezpośrednio lub oglądając na scenie  personifikację energii planetarnych i ich przeróżne uwarunkowania.
·         Do osób, które poprzez zabawę w teatr pragną pogłębić swoją wiedzę astrologiczną
·         Do osób zainteresowanych rozwojem osobistym, interesujących się teatrem i astrologią  jednocześnie.

Moja metoda zakłada, że kosmogram to scena teatralna a znaki zodiaku określone są przez rodzaj scenografii, kostiumów i rekwizytów, które narzucają epokę, określają przestrzeń i specyfikę, w której poruszać się będą aktorzy, oraz narzucają im role, które mają zagrać. Pozycja horoskopowa, określona przez Ascendent i domifikację, jest sztuką, którą gramy, tematem przewodnim, podzielonym na 4 akty, historią, którą opowiadamy, dysponując 10 aktorami, czyli planetami. 

Ze względu na swój charakter warsztaty odbywają się przy uczestnictwie minimum 7 osób. Zgłoszenia przyjmuję do godz.20.00 dnia poprzedzającego zajęcia.

Poczynając od 9 października 2012 roku warsztaty odbywają się co drugi wtorek w godz. 19.00 – 21.00  w Sali konferencyjnej ZASP na I piętrze, Al.Ujazdowskie 45.
Koszt uczestnictwa w każdym warsztacie 30 zł

Terminy i tematy warsztatów:
9.10.2012 – „Planety w Baranie i Mars w znakach”
23.10.2012 – „Planety w Byku i Wenus w znakach”
06.11.2012 – „Planety w Bliźniętach i Merkury w znakach”
20.11.2012 – „Planety w Raku i Księżyc w znakach”
04.12.2012 – „Planety w Lwie i Słońce w znakach”
18.12.2012 – „Planety w Pannie i Merkury w znakach”

Szczegóły na stronie www.astroteatr.pl

Zgłoszenia: tel. 505 511 705; e-mail: astroteatr@gmail.com

wtorek, 11 września 2012

Marcel Proust i Księżyc w Raku na IC


Siedzę na swoim balkonie i usiłuję zmusić się do pracy. W moim przypadku oznacza to wysyłanie maili z propozycją współpracy, opracowanie warsztatów, które mam w głowie, ale które wciąż czekają na swoją premierę, pisanie notatek, które w przyszłości być może przekształcą się w jakiś rodzaj publikacji…Pozorowane ruchy, które mają mi dać złudzenie, że nie marnuję czasu w oczekiwaniu na propozycje i wykazuję się przedsiębiorczością. Słońce i Merkury w Pannie a także Mars w Skorpionie zachęcają do wysiłku, który przyniesie owoce w jakiejś nieokreślonej przyszłości. Posłuszna ich podszeptom piszę, myślę, porządkuję, ale w końcu nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ten dzień, tak piękny, słoneczny, pełen cichego uroku, spędzony w domu, ale w ścisłym kontakcie z magią być może ostatnich promieni tego lata, przeciskających się nieśmiało przez zielone jeszcze, ale już gdzieniegdzie zmieniające swą barwę liście, powinien służyć własnym celom i w końcu skłania mnie to do rozmyślań innej natury.  Ręka bezwiednie sięga po czytanego wieczorami przed snem (wielokrotnie zresztą) Marcela Prousta. Natrafiam na jeden z moich ulubionych fragmentów, moment ujawniania się artystycznej wrażliwości bohatera, a tak naprawdę autora. Opis ten ma swoje wielokrotne odniesienia, żeby w końcu znaleźć spełnienie w zawartej w ostatnim tomie myśli, że „czas odnaleziony” to chwile kreacji i sztuki i tylko temu warto poświęcić życie.

Na zakręcie uczułem nagle ową osobliwą przyjemność, niepodobną do żadnej innej; a uczułem ją, widząc dwie wieże kościoła w Martinville, oświetlone zachodzącym słońcem, przy czym ruch powozu i zakręty drogi kazały im jak gdyby zmieniać miejsce; następnie wieżę w Vieuxvicq, która, oddzielona od nich pagórkiem i doliną, położona na płaskowyżu w oddali, zdawała się wznosić tuż obok tamtych. Stwierdzając i notując kształt ich iglic, przesuwanie się ich konturów, osłonecznienie ścian, czułem, że nie dochodzę do krańca swoich wrażeń, że jest coś poza tym ruchem, poza tą jasnością, coś, co niejako zawierają i kryją zarazem. […] Nie znałem przyczyn rozkoszy, jakiej doznałem wprzód, widząc je na horyzoncie, a przymus dociekania tych przyczyn zdawał mi się bardzo uciążliwy; miałem ochotę zachować w głowie owe linie, poruszające się w słońcu i nie myśleć już o nich teraz. I prawdopodobne jest, że gdybym to był uczynił, owe dwie wieże byłyby się na zawsze połączyły z tyloma drzewami, dachami, zapachami, dźwiękami, którem odróżniał od innych dla owej tajemnej i nigdy przeze mnie nie zgłębionej rozkoszy.[…] Niebawem ich kontury i ich słoneczne ściany rozdarły się, jak gdyby były czymś w rodzaju kory; coś z tego, co w nich było dla mnie zakryte, objawiło mi się; przyszła myśl, która nie istniała dla mnie chwilę przedtem i która krystalizowała się w słowach w mojej głowie. […] Nie uświadamiałem sobie, że to, co było ukryte za wieżami w Martinville, musi być czymś pokrewnym pięknemu zdaniu, skoro objawiło mi się w postaci słów, które mi sprawiły przyjemność; ale poprosiłem doktora o papier i ołówek.[…] Nie myślałem nigdy o tym urywku, ale w owej chwili, kiedy siedząc na koźle, w miejscu, gdzie zazwyczaj woźnica doktora stawiał w koszyku drób, kupiony na targu w Martinville, skończyłem go pisać, czułem się szczęśliwy! Czułem, że mnie on tak doskonale uwolnił od tych wież i od tego, co się kryło poza nimi! I jak gdybym ja sam był kurą i zniósł jajko, zacząłem śpiewać na całe gardło.
(Marcel Proust „W poszukiwaniu straconego czasu. W stronę Swanna” Przekład Tadeusz Żeleński (Boy) PIW Warszawa 1992. Str.171-173)

No cóż, Marcel Proust mógł sobie, całe szczęście, pozwolić  na poświęcenie życia sztuce i dzięki temu powstało jego genialne dzieło „W poszukiwaniu straconego czasu”. Wolny od trosk finansowych mógł skierować swoją energię w rozwój wrażliwej, artystycznej natury.
Jako astrolog nie mogę nie spojrzeć na jego horoskop. 


Jak przystało na odkrywcę podświadomości w literaturze, Marcel Proust ma w Raku aż 4 planety, w tym Słońce w dość ścisłej koniunkcji z Merkurym w sekstylu do Plutona w Byku, wywyższonego Jowisza w kwadraturze do słabego Marsa w Wadze i w opozycji do bardzo silnego Saturna w Koziorożcu oraz Urana w kwadraturze z Neptunem w Baranie.
Słońce każe mu koncentrować się na sprawach domu, rodziny, daje niezwykłą pamięć, szczególnie do wrażeń z dzieciństwa, przeczucia, bogactwo uczuć, przywiązanie do matki, silną wrażliwość a nawet nadwrażliwość, uzdolnienia artystyczne. Opis jego zmagań wewnętrznych i rozpaczy, jaką odczuwa, kiedy mama z rozmaitych powodów nie przychodzi do jego pokoju, aby pocałować go na dobranoc, jest kwintesencją  wrażliwości Raka. 
Merkury spalony w Raku (mam wątpliwości co do tego, czy ten Merkury rzeczywiście jest „spalony”, biorąc pod uwagę geniusz Prousta, ale przyjmijmy, że tak jest w istocie, skupiając się na niektórych cechach, związanych z tą pozycją) -  niesamowita koncentracja na samym sobie, własnych uczuciach i odczuciach. Usytuowanie Merkurego mówi o tym, że jego potencjał intelektualny jest niewidoczny dla innych i rzeczywiście pisarz musiał długo czekać zanim dzieło zostało dostrzeżone i docenione, bardzo długo szukał wydawcy, początkowo wszyscy  odrzucali rękopis bez czytania lub po pobieżnym przejrzeniu - prawdę mówiąc nie doczekał jego pełnego i zasłużonego wywyższenia. Merkury tu wyraża się za pomocą obrazów, uczuć, wspomnień.
Pozycja i aspekty Jowisza mówią o zainteresowaniu szlacheckimi rodami, pewnym wywyższeniu społecznym, ale okupionym jakimś kompromisem wewnętrznym. Proust przez całe lata penetrował środowisko arystokratyczne swego kraju, był przyjmowany na salonach, ale z czasem, ograniczony stanem zdrowia i własnymi skłonnościami  zamknął się w domu, aby tworzyć dzieło swego życia (Jowisz w Raku w kwadraturze do Marsa w Wadze i w opozycji do Saturna w Koziorożcu), korzystając z doświadczeń i skarbów pamięci (Rak). Proust był bardzo ambitny i odrobinę snobistyczny, ale to, co jest najistotniejsze w tej konfiguracji to fakt, że potrafił przez całe lata obserwować  salonowe zachowania i charaktery wraz z ich ukrytymi motywacjami, aby uczynić z nich materiał i esencję swej powieści. Kluczowy w tym układzie jest Saturn w Koziorożcu, jako Czas -  prawdziwy bohater  „W poszukiwaniu straconego czasu”.
Wreszcie nieprzewidywalny Uran, jako kanał, przez który przedostają się podświadome treści  do słonecznej świadomości. Umieszczony w  Raku, tworzy kwadraturę do Neptuna w Baranie – pokoleniowa, społeczna przemiana świadomości, ujawniająca skryte i nie akceptowane formy emocjonalnych więzi, zatopione w niejasnych określeniach tożsamości seksualnej, znalazły wyraz w twórczości Prousta w wątku barona de Charlus i homoseksualnych zmaganiach jego bohaterów.
Nie znam godziny urodzenia Marcela Prousta, trudno mi więc odnieść się do pozycji  Księżyca, który mógł znaleźć się w Baranie lub Byku, znając jednak jego twórczość skłonna jestem przypuszczać, że miał Księżyca wywyższonego w Byku w trygonie do Wenus w Panie, będącej w upadku oraz w trygonie do Saturna w Koziorożcu.  Wrażliwość i kobieca natura (Księżyc w trygonie do Wenus), zamiłowanie do komfortu i przyzwyczajeń, niechęć do zmian, stabilność finansowa (Księżyc w trygonie do Saturna) nieumiejętność życia w związku, trudne relacje osobiste jak również wnikliwe opisy służby, szczególnie postaci Franciszki, która towarzyszy nam i bohaterowi  przez wszystkie lata, w jakich dzieją się historie w tej niezwykłej powieści (Wenus w Pannie w trygonie do Saturna i Księżyca). Franciszka jest jakby kwintesencją tej konfiguracji.
Słaby Mars w Wadze  tworzy  półkrzyż z Jowiszem oraz Saturnem (które są w opozycji ) oraz  kwadraturę z koniunkcją Słońca i Merkurego. W powieści jest wiele opisów skomplikowanych relacji, nietrafionych miłości, zaskakujących małżeństw, burzliwych rozstań i kontrowersyjnych decyzji. Chyba najtrafniej opisuje tę konfigurację okrzyk Swanna w odniesieniu do Odety, której pożądał namiętnie przez cały rozdział, zatytułowany „Miłość Swanna”:
I pomyśleć, że spartoliłem kilka lat życia, że chciałem umrzeć, żem przeżył swą największą miłość – dla kobiety, która mi się nie podobała, która nie była w moim typie!
(Marcel Proust „W poszukiwaniu straconego czasu. Miłość  Swanna” Przekład Tadeusz Żeleński (Boy) PIW Warszawa 1992. Str.358)
Pluton w Byku na wygnaniu, w sekstylu do Słońca ułatwia pokazanie głębokich, społecznych, światowych, jak również osobistych, przemian  wewnętrznych - w znaku stałym, który się tym zmianom opiera – Proust  opisuje świat umierający, odchodzący w przeszłość w wyniku  destrukcji i całkowitej transformacji świadomości w czasach poprzedzających wybuch i w trakcie trwania I wojny światowej.

Ale dlaczego właśnie dzisiaj, zamiast posłuchać Słońca i Merkurego, nakłaniających do starannej, systematycznej pracy w celu poszukiwania pracy oraz wręcz zmuszającego mnie do tego walecznego Marsa w Skorpionie, skupiłam się na kwintesencji  Księżyca w Raku! Ano właśnie. Wszystko dlatego, że w czasie, kiedy to pisałam, Księżyc w Raku  tranzytował moje IC i skłonił mnie najpierw do zagłębienia się w samą siebie, swoją wrażliwość, wspomnienia, czerpanie przyjemności z pobytu we własnym domu z widokiem na ogród, wciąż jeszcze pełen barw i odcieni lata, szukania bezpieczeństwa we własnej przestrzeni  - a potem nakłonił do ponownego kontaktu z człowiekiem, który jak nikt inny potrafił opisać delikatny, wewnętrzny świat duszy i zgłębić podświadome stany, tworzące naszą mentalność, reprezentowane przez Księżyc i Znak Raka.

Zresztą...dziś jest 21 rocznica śmierci mojego Taty, który był słonecznym Rakiem...

czwartek, 6 września 2012

Woody Allen i "Zakochani w Rzymie" w oczach astrologa


Czasem horoskop przy pierwszym spojrzeniu przekazuje zbyt wiele informacji, żeby można w krótkim czasie wyciągnąć jakieś wnioski. Patrzę wtedy na to, co szczególnie przyciąga moją uwagę – pozycja planety, aspekt, konfiguracja, coś, co dotyczy mojego osobistego doświadczenia. Według zasady, że podobne przyciąga podobne mogę założyć, że zrozumienie tego właśnie problemu może być kluczowe dla osoby, oczekującej ode mnie porady. W następnej kolejności przyglądam się temu, co znam tylko z teorii a jednocześnie próbuję lepiej zrozumieć. Mogę bardzo dobrze wiedzieć co oznacza opozycja Merkurego w Pannie do Neptuna w Rybach, ale tylko sobie wyobrażam jak to działa, bo nie mam takich relacji w swoim kosmogramie. Prawda jest taka, że u każdego przejawia się ten aspekt inaczej w zależności od pozostałych składników horoskopu. Aby zrozumieć istotę konfiguracji czasem wystarczy jednak dobrze przyjrzeć się otoczeniu a aktualny tranzyt pozwala nam wejść głębiej w to, co do tej pory było mglistym wyobrażeniem i podświadomym przeczuciem (Neptun w Rybach) lub wyuczonym, zapamiętanym i przyswojonym materiałem (Merkury w Pannie).
Poniedziałek rozpoczął się dla mnie nie najlepiej – podjęłam co prawda decyzję o dosyć istotnej zmianie swojego wyglądu, ścinając na krótko włosy (co podobno odjęło mi kilka lat), jednak nie udało mi się wziąć udziału w castingu, na który liczyłam. Przed drzwiami i na niewielkim placyku kłębił się tłum dzieci i dorosłych, kilkaset osób, co nie dawało mi szans na dostanie się do środka. Minęły czasy, kiedy odtwórców ról w reklamach poszukiwano wśród aktorów czy choćby rozdzielano czas castingu pomiędzy dzieci i dorosłych. Nie będę się wgłębiać w ten temat-rzekę, bo czuję, że mam niewielki wpływ na to, że kryzys i przemiany społeczno-kulturalne zmieniły radykalnie sytuację i pozycję aktorów w Polsce. Staram się akceptować rzeczywistość taką, jaka jest, chociaż czasem trudno mi się do niej dostosować. Może kiedyś napiszę o tym więcej.
W każdym razie nie chciałam, aby dzień zakończył się frustracją i poczuciem porażki, więc postanowiłam pójść z mężem do kina na „Zakochanych w Rzymie” Woody’ego Allena. Nie zawiodłam się! Wyszłam z seansu rozluźniona, rozbawiona i od nowa zakochana w Rymie i w Woodym Allenie. Wydaje się nieprawdopodobne,  że kolejne pokolenia potrafią się identyfikować  z wciąż tymi samymi tematami, które genialny twórca potrafi przekazać w nieustannie zmieniający się sposób, docierając do coraz młodszych widzów.  Pamiętam z młodości gorące dyskusje na temat „Manhattanu”, „Annie Hall”, „Hannah i jej siostry” czy „Purpurowej róży z Kairu”, moi młodsi przyjaciele oglądali „Strzały na Broadwayu” i  „Jej wysokość Afrodyta”  a teraz  pokolenie mojej córki  bawi się na „Vicky, Cristina, Barcelona”, „O północy w Paryżu” i „Zakochanych w Rzymie”. 
Czytam zjadliwe recenzje i myślę sobie, że symbolizuje je Saturn w Rybach na DSC Woody ‘ego Allena w kwadraturze do Merkurego, Jowisza i Słońca w Strzelcu. Descendent to nasze spotkanie ze światem zewnętrznym, z drugim człowiekiem, z tym wszystkim co uważamy, że znajduje się na zewnątrz nas. Saturn to planeta ograniczeń, restrykcji  i odrzucenia a jedną z metod jej działania jest reglamentacja i wybiórczość. To tłumaczy dlaczego recenzenci chwalą tylko niektóre z filmów Allena. Kiedy Saturn znajdzie się na DSC odbieramy świat jako miejsce pełne niebezpieczeństw,  zagrażające naszej egzystencji – w tym wypadku „świat” reprezentowany jest przez Ryby, znak podwójny, zmienny, będący terenem działań ukrytych i często niejasnych, rządzony przez Neptuna, planetę iluzji …i całej twórczości filmowej. Neptun umiejscowiony jest w tym wypadku w I domu, w krytycznej Pannie (znajduje się tam również ASC, reprezentujący samego Woody’ego) dlatego mimo wszystko Allen jest zdolny kontrolować sytuację, przeglądać się w niej jak w lustrze, wykorzystując w swojej twórczości.  Fakt, że jestem paranoikiem, nie oznacza jeszcze, że cały świat nie sprzymierzył się przeciwko mnie – powiedział podobno Woody Allen (źródło: Wikicytaty). To bardzo dobrze odzwierciedla ten układ. 



Neurotyczne lęki, fobie, przewrażliwienie na temat swego stanu zdrowia, deklarowany ateizm - Saturn w Rybach w kwadraturze do Jowisza w Strzelcu jest przeciwny każdej religii, ale zmusza do zadawania pytań, dotyczących sensu istnienia  (nawiasem mówiąc myślę, że jak na ateistę to Woody zbyt wiele mówi o Bogu!) – w każdym razie to są znaki firmowe Woody’ego  Allena. Rządzący ASC i Neptunem Merkury znalazł się w Strzelcu w koniunkcji z Jowiszem, który jest najmocniejszą planetą w całym horoskopie. Merkury w Strzelcu musi mówić dużo – dodatkowo w koniunkcji z Jowiszem, który powiększa wszystko, czego się dotknie – baaaardzo dużo, stąd nieprawdopodobna płodność Woody’ego, pisze przecież sam swoje scenariusze a następnie je realizuje i jak mówi:  Zawsze mnie pytają, czy nie boję się, że pewnego dnia stwierdzę, że nie mam już żadnego pomysłu na film. To mi nie grozi. Boję się czegoś zupełnie innego – że umrę zanim zdążę sfilmować wszystkie moje pomysły. (źródło: Wikicytaty). Znak Strzelca jest zamknięty w IV domu i znajduje się w nim stellum, czyli Słońce, Merkury i Jowisz. Ponieważ w  znaku tym umiejscowił się jego władca, taki układ świadczy o wybitnych zdolnościach w realizacji strzelczego i jowiszowego przesłania. Woody Allen realizuje swoje filmy dla ludzi podobnych sobie – inteligentnych, wykształconych, przedstawicieli średniej klasy, o otwartych umysłach, dyskutujących o sztuce, literaturze, najnowszych intelektualnych trendach (Słońce, Jowisz, Merkury w Strzelcu), pokazując ich w swojej prywatności  i skomplikowanych układach rodzinnych, które ostatecznie kończą się jakimś rodzajem destrukcji (Strzelec zamknięty w IV domu a jednocześnie Pluton i Mars, rządzące IC są w opozycji na linii Rak – Koziorożec), neurotycznych i nieświadomych ukrytych motywów swoich działań,  stosujących psychoanalizę, aby zrozumieć samych siebie (Stellum w kwadraturze do Saturna w Rybach). Uran w IX domu w trygonie do ASC i sekstylu do DSC i Saturna sprawia, że potrafi znaleźć za każdym razem nową formę na wyrażenie tej samej treści a jego twórczość jest oglądana i realizowana na całym świecie, poza granicami własnego kraju (o tym oczywiście mówi też sam Jowisz).
Drugą planetą równie silną, ale też sprawiającą wiele kłopotów w życiu i twórczości Woody’ego Allena jest Wenus. Umiejscowiona w Wadze w trygonie do Księżyca i w kwadraturze do opozycji Pluton – Mars sprawia, że wszystkie relacje Woody’ego, szczególnie te męsko-damskie, są naznaczone z jednej strony niezwykłym magnetyzmem, z drugiej jakimś rodzajem destrukcji, która jest nie do opanowania. Chyba najlepszym obrazem dla tej konfiguracji jest film „Vicky, Cristina, Barcelona” – wszystko fajnie, pięknie, uroczo, kochamy się, ale tak naprawdę chcemy się zniszczyć nawzajem, niszczymy nasze uczucia i wrażliwość (Pluton w Raku) w imię naszych ambicji, lęków lub oczekiwań społecznych (Mars w Koziorożcu). Ojciec Juana Antonio nie pisze poezji, ponieważ uważa, że świat na nią nie zasługuje, gdyż ludzkość, pomimo wielu możliwości, ciągle nie nauczyła się kochać. To przekonanie bardzo dokładnie pokazuje  właśnie konfiguracja T-kwadratu w horoskopie Allena– Wenus w Wadze na szczycie III domu w kwadraturze do Plutona w Raku w XI domu  i Marsa w Koziorożcu w V domu.  Wymowa filmu jest gorzka, mam jednak wrażenie, że Woody Allen jeśli w coś chciałby wierzyć, to w miłość właśnie. Jego Wenus znajduje się w koniunkcji z jedną z najszczęśliwszych gwiazd stałych, silnie opiekuńczą Spicą, jej wpływ sprawia, że mimo krytyki jego twórczości, osobistych porażek partnersko-rodzinnych, kontrowersyjnych działań i decyzji, ostatecznie jest oglądany i kochany na całym świecie a publiczność kocha go i akceptuje takiego, jakim jest.
Jeżeli chodzi o gwiazdy stałe, które w horoskopach osób publicznych mają często duże znaczenie,  Jego Słońce znajduje się w koniunkcji z potężną gwiazdą Antares, będącą jedną z gwiazd Strażników Nieba. Nazywana też sercem Skorpiona, ma naturę Marsa i Jowisza, daje moc, honory i bogactwo, które  jednak można stracić w wyniku niesławy (to groziło Woody’emu, kiedy związał się z adoptowaną córką Mii Farrow).
Niczym w filmie „Być jak John Malkovich” Spike’a  Jonze’a Woody Allen pokazuje samego siebie w każdym filmie i w każdej postaci, którą tworzy.  Filmy są obrazem jakiejś części jego osobowości a czasem wszystkimi naraz.

Do tych refleksji skłoniło mnie obejrzenie „Zakochanych w Rzymie”,  filmu, który najkrócej mogłabym określić jako trwającą jeszcze tego dnia opozycję Merkury w Pannie – Neptun w Rybach. Obie planety bardzo mocne, bo w swoich znakach (jak już pisałam silnie związane z twórczością i osobowością Woody’ego Allena, który ma Neptuna w I domu w Pannie, rządzonej przez Merkurego) pokazują, że wszyscy ulegamy iluzji i to, na co patrzymy i wydaje nam się, że dobrze rozumiemy, jest tak naprawdę oszukiwaniem samych siebie. W tym filmie nikt nie jest szczery, wszyscy się zdradzają, każdy żyje w świecie wyobrażeń na swój własny temat. Napisali, że jestem „imbecyle”, nie znam włoskiego, co to znaczy? – pyta emerytowany reżyser operowy, grany przez samego Woody Allena. Że wyprzedzasz swoją epokę – mówi żona, będąca psychiatrą. Pomysł z przyszłym teściem córki jako właścicielem zakładu pogrzebowego, śpiewającego arie pod prysznicem uważam za genialny a scena, kiedy po osiągnięciu sukcesu scenicznego mówi do bliskich: chcę znowu być z rodziną, grzebać ludzi, cieszyć się życiem! – rozbawiła mnie do łez. Wątek celebrytów, znanych z tego, że są znani, niezadowolonych z męczącej sławy, ale zrozpaczonych jej utratą, który realizował się w filmie poprzez postać, graną przez Roberto Benigniego - wyśmienity. Szczególnie jego konkluzja - lepiej być sławnym i bogatym, niż nim nie być...
Film był taki, jakiego potrzebowałam właśnie tego dnia – zabawny, dowcipny, inteligentny i jeśli nawet Woody Allen nie powiedział niczego nowego, czego nie wiedziałabym z jego poprzedniej twórczości, w ogóle mi to nie przeszkadza, bo dawną treść ubrał w nową formę, niczym przewijający się w tle Rzym, budowany warstwa po warstwie przez kolejne pokolenia, Rzym o magicznej osobowości, w którym sąsiadują ze sobą ruiny dawnych imperium i współczesne ulice, pełne samochodów i motorynek oraz ludzi tak samo zagubionych jak przed wiekami, bezradnych wobec popędów, które usilnie próbują zrozumieć, ale których i tak nie potrafią opanować.
Woody Allen jest mi szczególnie bliski i rozumiem go doskonale, bo sama mam 5 planet w Strzelcu, w tym Słońce i Merkurego. Praca nad „Bogiem” w Teatrze Polonia była dla mnie prawdziwą rozkoszą. Nie bez znaczenia jest fakt, że reżyserowała ten spektakl Krystyna Janda, która również ma Słońce i Merkurego w Strzelcu, natomiast Jej ASC i Neptun tworzą dokładną koniunkcję z Wenus w Wadze w horoskopie Woody’ego Allena – jednocześnie znajduje się tam silnie opiekuńcza i dobroczynna gwiazda Spica…