Translate

niedziela, 24 czerwca 2012

Pluton i Santorini


Kiedy mam zły dzień, czuję się opuszczona, odrzucona, niezauważona  lub ogarnia mnie melancholia włączam komputer i przeglądam zdjęcia z wakacji – i magia zaczyna działać, otwiera się przede mną świat pełen słońca, błękitu, letniej beztroski. Na fotografiach uśmiechnięte twarze, w tle jasność, morze, góry, wiekowe kościoły, monumentalne katedry, niezwykłe dzieła sztuki, cudowna architektura, wspomnienie chwili. „Ooo taki wiatr był wtedy, masz takie rozwiane włosy, pamiętasz? A ten mały piesek? Nie większy niż Twoja stopa, mieścił Ci się na dłoni, pamiętasz? Ach jakie pyszne były te lody! I ta pizza, pamiętasz?” Pamiętam. Wiatr we włosach, pieska, lody, pizzę. Pamiętam. I to poczucie że świat jest tu i teraz a życie smakuje jak ambrozja. Dawkuję sobie potem rozkosz wspomnień przez resztę roku  kropla po kropli, przełykam powoli, żeby jak najdłużej pozostał na języku subtelny smak…
I znów we mnie wschodzi słońce, rozświetla mroki, moje problemy nie wydają mi się już tak wielkie, świat staje się radosny a nadzieja na kolejny wyjazd mobilizuje do działania.





Zwana Strongyle czyli Okrągła, Kalliste czyli Najpiękniejsza, Santa Irini czyli Święta Irena – SANTORINI, wyspa-wulkan, którego erupcja 1500 lat p.n.e spowodowała  jedną z największych globalnych katastrof a także, jak przypuszczają niektórzy naukowcy była przyczyna zagłady cywilizacji minojskiej na Krecie, dziś objawia się jako jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie, urzeka błękitno-białą zabudową na tle wulkanicznej czerni zboczy. Kiedy statek powoli wpływał do caldery, urwiska pozostałego po wybuchu, mocno ściskałam rękę męża, bo świadomość, że znajduję się w samym środku niszczącej siły, której nic powstrzymać nie może, kiedy już nadejdzie jej czas, przywołała w moim umyśle skojarzenie z działaniem Plutona, ciężkiej pokoleniowej planety, mającej silnie destrukcyjny, ale również transformujący wpływ, kiedy działa na planety osobiste. Energię Plutona odczuwałam boleśnie, kiedy tranzytował moje planety w  Strzelcu, na szczęście dla mnie od kilku lat jest już w Koziorożcu. Konsekwencje tego tranzytu są widoczne dopiero po latach i chociaż trudno być wdzięczną władcy podziemi, że zabiera nas na wędrówkę po mrocznych czeluściach własnego wnętrza,  stosuje przymus i presję, testując naszą odporność na zranienie, to jednak wewnętrzna siła, jaka staje się naszym udziałem u kresu tej drogi może okazać się cennym skarbem. Piękno życia, jakie dostrzega się po wyjściu z mroku ma dla mnie teraz obraz skąpanej w słońcu, bieli i błękicie Santorini.






4 komentarze:

  1. Eluniu, jak cudnie z Tobą podróżować, zarówno po nieboskłonie jak i po rozgrzanych piaskach, blisko ziemi, esencji istnienia, blisko początku. Piękne zdjęcia. Istny raj na ziemi, kawałek nieba pod stopami. Uściski najserdeczniejsze :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Małgosiu za te słowa i cudowną energię, którą emanujesz :-)Przytulam Cię i pozdrawiam najserdeczniej :-)))

      Usuń
  2. Witaj Elu,jak to miło,że jesteś i tak interesująco piszesz.Piękny felieton i poruszający,fajne fotki-dzięki za tą podróż.Astrologia jest dla mnie trudną dziedziną,nigdy mnie nie pociągała ta wiedza,ale widzę,że można ją polubić.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wsparcie i wiarę we mnie :-))Astrologia jest starożytną, piękną wiedzą o naturze ludzkiej, pozwala poznać lepiej samego siebie i zasady, panujące we Wszechświecie, ale jak każdą prawdziwą wiedzę trzeba ją długo studiować, aby zrozumieć jej działanie :-) Pozdrawiam Cię najserdeczniej:-)))

      Usuń