 |
I jak tu się nie zakochać... |
Wyspa Symi to raj. W każdym razie tak się wydaje każdemu
turyście, kiedy oczom, przyzwyczajonym w czasie dwugodzinnej podróży do miłych, ale monotonnych błękitów na
styku nieba i morza oraz mijanych gdzieniegdzie surowych i wypalonych słońcem
skalistych wybrzeży, ukazuje się brzeg zgoła niezwykły, bo zabudowany szeregiem
kolorowych domków, sprawiających wrażenie scenografii do filmu o baśniowej Nibylandii.
Od wieków zamieszkiwali wyspę poławiacze gąbek i zręczni szkutnicy.
Popyt na ich usługi był ogromny, dlatego Symi, mimo zmiennych zawirowań losu i
politycznych przetasowań, cieszyła się
względną suwerennością i niezmiennym
dobrobytem. Kiedy nastały czasy maszyny parowej i nowoczesnych, żelaznych statków
oraz dużo tańszych i łatwiejszych do zdobycia sztucznych gąbek, nastąpił schyłek
dobrych czasów, domki powoli traciły mieszkańców a koniec
prosperity wydawał się bliski. I wtedy właśnie rozpoczął się turystyczny
rozwój Grecji, a szczególnie pobliskiej wyspy Rodos, z której wycieczkowe
statki kilka razy dziennie przywoziły
turystów, zachwyconych niepowtarzalnym widokiem i urodą zabudowań, kupujących gąbki, zioła i przyprawy, rosnące w tym
suchym klimacie na potęgę i pachnące jak chyba nigdzie indziej na świecie.
 |
Ach, te kolory! |
 |
Przystań dla małych i dużych |
Na Symi zjadłam miecznika z grilla, który smakował mi, jak
jeszcze żadna ryba w życiu, świeży i pachnący, po prostu rozpływał się w
ustach. Rozkosz!
 |
Przed grillowaniem |
Spędziłam na wyspie
kilka beztroskich, rajskich godzin, kupiłam gąbki i zioła, których miałam już
całą kolekcję w Rodos, ale i tak nie
mogłam się powstrzymać, bo zapach ziół kusił i przekonywał, że żadne inne nie
będą tak aromatyczne.
 |
Gąbki to żywe stworzenia... |
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Moni Panormitis, klasztorze poświęconym Archaniołowi Michałowi.
 |
Cudo! |
Klasztor mieści się w innej części wyspy
i położony jest w malowniczej zatoce, ukrytej od strony otwartego morza. Kolejna świątynia i znów cudowna ikona
Archanioła Michała…
Jowisz na MC mojego
wyjazdu przypominał mi nieustannie, że wiedza i duchowość muszą iść w parze a
łatwiej i radośniej jest żyć, pokładając ufność w duchową opiekę i
wstawiennictwo. Ludzie różnych wierzeń i przekonań stali w kolejce do świętej ikony,
niepewnie rozglądali się po niewielkiej kaplicy, wypełnionej freskami
przecudownej urody, mówili do siebie szeptem, jakby nie chcieli urazić
świętości tego miejsca. Nie można było robić zdjęć, niestety. Uszanowałam ten
zakaz, chociaż przyznam szczerze, z
trudem.
 |
To wyraz zmęczenia, nie uduchowienia... |
Tak tam pięknie, tyle turystów i Grecja zbankrutowała, nie rozumiem dlaczego...
OdpowiedzUsuńw kryzysie turystyka cierpi, ludzie nie mają pieniędzy na podróże, dlatego kraje, które tak jak Grecja, głównie z tego żyją, mają coraz większe problemy...Pozdrawiam serdecznie:-))
OdpowiedzUsuńWspaniałe widoki! Aż mi się zamarzyło, aby tam kiedyś pojechać:)))Elu, fascynujące są Twoje greckie opowieści. Tych niezrobionych zdjęć też trochę żałuję, zwłaszcza fresków...Pozdrawiam serdecznie:)))
OdpowiedzUsuńJa też żałuję! Przepraszam za zwłokę w opublikowaniu komentarza, ale włączyłam moderację i nie zauważyłam, że wpis czeka na publikację:-))Freski były naprawdę cudowne, ale obiecuję, że pokażę te z innych miejsc, w których mogłam robić fotografie:-)))Ściskam Cię gorąco:-)))
UsuńTam gdzie niebo dotyka morza, gdzie zaciera się granica błękitu musi być raj, a Ty Elu, tak malowniczo opisujesz swoje greckie wakacje, że można odnieść wrażenie, że czubkami zmysłów dotyka się kawałeczka tego raju. Ucałownia.
OdpowiedzUsuńDziękuję kochana Małgosiu i również wybacz mi zwłokę z opublikowanie wpisu:-))Robię co mogę, żeby przekazać chociaż część tych wrażeń, których dane mi było doświadczyć:-)) Całuję Cię najmocniej:-)))
UsuńPiękna wycieczka i piękna relacja,dzięki czemu mogłam oczami wyobraźni poznać trochę tej krainy.Dzięki Elu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Dziękuję Ewo:-) Pozdrawiam Cię serdecznie:-))
OdpowiedzUsuń